Wzbić się na gorączce złota – wywiad z prezesem Gemiusa
Media consumption

Wzbić się na gorączce złota – wywiad z prezesem Gemiusa

Piętnaście lat temu internet postrzegaliśmy raczej jako nowe, interesujące zjawisko o niewiadomej przyszłości i kierunku w jakim zmierza. Klienci potrzebowali narzędzi do badania jego oglądalności. Dziś, bardziej niż loginu i hasła do interfejsu produktu, potrzebują wiedzy, która integruje dane z wielu źródeł i pomoże im ulepszyć jakość obsługi klienta – rozmowa z Piotrem Ejdysem, prezesem zarządu firmy Gemius.

Gemius: Gemius jest dziś jednym z najważniejszych w regionie EMEA graczy na rynku firm oferujących badania Internetu. Chciałbym cofnąć się do początków firmy – co stało za pomysłem powołania jej do życia przed piętnastu laty?

Piotr Ejdys: Dołączyłem do Gemiusa w momencie, kiedy firma istniała już od około pół roku i to pod inną nazwą. W 1999 roku Adam Fijałkowski poznał w Stanach Zjednoczonych Chrisa Modzelewskiego. Podczas luźnej rozmowy pojawił się pomysł rozpoczęcia biznesu, który w USA już mocno się rozwijał. Tak powstała firma Global eMarketing, w zasadzie będąca na początku agencją interaktywną. Cała branża w Polsce tak się rodziła – od pomysłu i realizacji pojedynczych osób, zafascynowanych internetem, przeważnie bez kapitału. W przypadku Global eMarketing inwestorem był Chris Modzelewski. Z czasem firma zaczęła, oprócz stron www, tworzyć oprogramowanie. Jej rozwój zahamowała bańka internetowa i kryzys na rynku. Później jednak zaczęła się odradzać, stawiając coraz mocniej na badanie ruchu w sieci. W tej dziedzinie, jak się okazało, staliśmy się na wielu obszarach innowatorami.

Czy wtedy było łatwiej odnieść sukces w biznesie, niż dziś?

Na pewno było inaczej. W przypadku nowych technologii i internetu Kalifornia stała się nowym El Dorado. Zanim pękła bańka technologiczna, wybuchła prawdziwa gorączka złota, która potem rozlała się na inne rynki. Niemniej, wtedy wszyscy eksperymentowali z innowacyjnym biznesem przyjeżdżając do LA i Silicon Valley. Cały świat wiedział, że tam trzeba się udać i zacząć realizować projekt od zera, w przysłowiowym garażu. I tak jak w czasach gorączki złota, tak i wówczas – kilkanaście lat temu – mnóstwo ludzi ryzykowało stawiając wszystko na jedną kartę. Większość „kopaczy” pracowała ciężko, pełna nadziei, ale bez powodzenia. Udało się nielicznym, za to wśród nich znajdziemy tych najbardziej spektakularnych.

Ciekawe, że kiedy trafiliśmy z naszymi rozwiązaniami do LA, okazało się, że Amerykanie wciąż ruch na stronach www mierzą w mało miarodajnym Cookies Users. Tymczasem my, rozważając dylemat różnicy – tak istotnej przecież dla wydawców i reklamodawców – między Real Users a Cookies Users (UU), już wcześniej poradziliśmy sobie z tym problemem.

Co stało się z firmą po pęknięciu bańki w 2000 roku? Był Pan już wówczas uczestnikiem tych wydarzeń wewnątrz firmy.

Nastąpiło załamanie się rynku, pojawiły się problemy z pozyskiwaniem klientów. Mniej więcej w 2001 roku podjęliśmy decyzję, żeby skupić się na jednym produkcie. Zrezygnowaliśmy z tworzenia stron www i podjęliśmy się rozwoju i sprzedaży narzędzia badającego ruch na nich. To właśnie system przez nas stworzony nosił nazwę GeMius. A ponieważ się sprawdził, zyskiwał przychylność klientów, około 2003 roku dokonaliśmy rebrandingu, przenosząc nazwę produktu na całą firmę.

Zdaje się, że od tego momentu Gemius zaczął się dynamicznie rozwijać?

Na fali biznesowego sukcesu naszego narzędzia, wprowadziliśmy całą linię produktów analitycznych, jak gemiusTraffic, gemiusDirectEffect czy gemiusAudience. W pewnym momencie niemal cały polski internet korzystał z tych narzędzi – nie tylko główne portale, ale i szereg witryn prywatnych. Rozwinęliśmy nasze produkty o narzędzie badające nie tylko ruch na stronach www, lecz również profil społeczno-demograficzny ich użytkowników. Wówczas było to naprawdę unikalne i przełomowe rozwiązanie.

Czy właśnie wtedy pojawiła się idea stworzenia ujednoliconych standardów badań sieci w Polsce?

Ponieważ rosła popularność naszego narzędzia oraz potrzeby właścicieli serwisów czy portali – doszło do porozumienia wydawców w sprawie standardów pomiaru oglądalności polskiego internetu, i zlecenia przez PBI badań na bazie naszych rozwiązań. PBI, przypomnę, zrzesza głównych graczy na rynku. Tak narodził się Megapanel, do dziś będący wyznacznikiem potencjału poszczególnych stron www. Z czasem rozpoczęliśmy eksportować nasz produkt na inne rynki.

Skąd można było wnioskować, jakie będą potrzeby reklamodawców? Zakładali Panowie, że sieć stanie się ważnym medium, a to z kolei stworzy potrzebę badania jego efektywności?

Kiedy przychodziłem do firmy piętnaście lat temu, nie myślałem w tych kategoriach. Czerpałem radość z pracy z wielkimi zbiorami danych. Internet postrzegaliśmy raczej jako nowe, interesujące zjawisko o niewiadomej przyszłości i kierunku w jakim zmierza. Niemniej, przyglądając się temu, co dzieje się w USA, można było wnioskować, że powstaje pewna nowa, ekscytująca, choć ryzykowna, gałąź biznesu. W 1999 roku istniały serwisy www, poczta elektroniczna, ale o zaawansowanych badaniach zasięgu nikt nie myślał.

Jak w ciągu tych kilkunastu lat zmienił się profil firmy?

Od dawna jesteśmy przede wszystkim firmą badawczą. Postawiliśmy na początku na rozwój narzędzi technologicznych, które służyć miały głównemu obszarowi naszych zainteresowań – a więc pomiarom w sieci. Można zatem przyjąć, że od samego początku Gemius dostarcza uczestnikom rynku internetowego rozwiązań, które umożliwiają badania i ocenę efektywności własnych działań i potencjału prowadzonego biznesu. W przypadku wydawców portali na przykład, oznacza to dostarczanie precyzyjnych informacji – kto i w jaki sposób konsumuje udostępniane przez nich treści. Z punktu widzenia reklamodawców – stanowi to wiedzę o potencjale poszczególnych wydawców i umożliwia efektywne planowanie kampanii. Szereg naszych rozwiązań pozwala też śledzić skuteczność poszczególnych kampanii, daje ujednolicony obraz całego rynku oraz profilu jego użytkowników – internautów w Polsce oraz na poszczególnych rynkach, na których jesteśmy obecni.

Dotychczasowa historia firmy daje podstawy, aby sądzić, że bacznie przyglądają się Państwo rozwojowi rynku internetowego, aby szybko odpowiadać na potrzeby jego uczestników. Kilkanaście lat temu dokonaliście przełomu…

Pierwszego, ale nie jedynego.

Co zatem dziś wyróżnia markę Gemius, poza dokonaniami, o których Pan wspomniał?

Zasadniczo, nic się nie zmienia w filozofii stojącej za firmą Gemius – odpowiadaniu na ważkie potrzeby klientów. Ponieważ rynek internetowy podlega dynamicznym zmianom, rozszerza czy też precyzuje się za-kres naszych usług. W dobie Big Data wdrażamy usługi consultingowe, które nie tylko obejmują coraz większe ilości danych, ale też pochodzą z różnych źródeł. Dziś każda organizacja, w różnej skali, gromadzi i stara się przetwarzać informacje z rynku, wszelkich dostępnych źródeł zewnętrznych, ale też z własnych zbiorów, będących pochodną działalności operacyjnej. Wyzwaniem jest integrowanie źródeł i efektywne ich zagospodarowywanie. Tak, aby z ogromu zbiorów danych móc uzyskiwać wartościowe informacje, najlepiej w czasie rzeczywistym.

Sprawdza się reguła, iż informacja staje się najcenniejszym towarem w biznesie.

To napędza cały rynek oparty na Internecie, i siłą tego rozpędu ewoluuje też nasza firma. Oferujemy dziś nie tyle szereg narzędzi badawczych i analitycznych, co konkretne rozwiązania o strategicznym wymiarze. Od-powiadamy na kluczowe dylematy, przed którymi staje dana firma. Narzędzia, które wdrożyliśmy, służą zaś nam, aby sprostać wyzwaniom klienta. Stajemy się zatem firmą wyspecjalizowaną w doradztwie strategicznym obejmującym biznes w sieci. Zamiast loginu i hasła do naszych narzędzi, oferujemy atrakcyjną wiedzę. Z jednej strony są to wyselekcjonowane informacje podane w przejrzysty i zrozumiały sposób. Z drugiej rekomendacje, które podpowiadają, jak tę wiedze wykorzystać, aby odnieść większy sukces, ulepszyć obsługę klienta.

Jakie obszary rynku postrzega Pan jako najbardziej perspektywiczne czy też – najszybciej się obecnie rozwijające?

Jest ich cały szereg, poza wspomnianym, szeroko rozumianym zjawiskiem Big Data i idącymi za nim potrzebami rynku. Równie istotnym trendem, na który staramy się odpowiadać, jest zróżnicowanie urządzeń, za pomocą których korzysta się z sieci. Nie są to już tylko pecety i laptopy czy netbooki, lecz w coraz większym stopniu urządzenia mobilne, jak smartfon czy tablet. A co za tym idzie, niejednokrotnie przeglądarkę www zastępuje aplikacja mobilna. Nasze rozwiązania i narzędzia służące pomiarowi ruchu w sieci zmierzają do ujednolicenia danych bez względu na źródło, urządzenie czy system operacyjny z których korzysta internauta. Z punktu widzenia naszego klienta, dane i wiedza muszą być kompletne, nadążać za trendami rynkowymi. Co więcej, potrafimy rozróżnić źródło ruchu – czy pochodzi ze stacjonarnego komputera, czy na przykład tabletu. Ta wiedza jest kluczowa i dla wydawcy, i reklamodawcy. Testowo pomiary tego typu od kilku miesięcy prowadzimy na wybranych rynkach.

Gemius jest dziś obecny w kilkudziesięciu krajach świata. Od krajów Europy Środkowo-Wschodniej po Kazachstan, Oman, Izrael z jednej strony oraz Turcję, Danię czy Belgię z drugiej. Rywalizuje ze światowymi gigantami w tym segmencie usług. Stanowi więc unikalny przykład polskiego biznesu, który zdołał z sukcesem wejść na rynki zagraniczne…

To prawda, trafiamy na kolejne rynki, bardzo różnorodne, choć teraz strategicznie chcemy się skupić na Europie Zachodniej. Belgia jest dobrym punktem wyjścia – jako jeden z najbardziej zaawansowanych i innowacyjnych technologicznie rynków na świecie, obok Wielkiej Brytanii, USA i Izraela. Nie sądzę jednak, abyśmy byli szczególnym wyjątkiem. Można przecież wskazać wiele firm o polskim rodowodzie, które albo sprzedają swoje produkty i usług zagranicą, albo wręcz na innych, niż krajowy rynkach prowadzą główną działalność produkcyjną. Dobrym przykładem sukcesu polskich firm działających w Internecie może być Allegro.pl czy Grupa Pracuj. Jest sporo przedsiębiorstw mocno zaangażowanych kapitałowo poza granicami kraju, od największych koncernów jak KGHM czy Orlen, po mniejsze – odzieżowy LPP w krajach sąsiednich czy InPost wchodzący ze swoją unikalną ofertą paczkomatów na kolejne rynki.

Ale w przypadku nowych technologii, start up’ów osiągających sukces, wydaje się, że w Polsce jest kiepsko. Gdzie widziałby Pan tego przyczynę? Czy należy się zgodzić z tezą, że problem leży w nie-wystarczających wydatkach na innowacje i niechęci do współpracy biznesu z ośrodkami naukowo-badawczymi?

Nie sądzę, aby było aż tak źle. Tak w Polsce, jak i innych krajach, nie brakuje ludzi o innowacyjnych pomysłach. Zdarza się, że rodzimy projekt na wczesnym etapie rozwoju przejmowany jest przez globalnych gigantów danej branży. To zaś świadczyłoby, że Polska jest bacznie przez świat obserwowana. Proszę też zauważyć, iż mnóstwo najbardziej innowacyjnych, przełomowych rozwiązań miało swój początek w pracy naukowej, badaniach prowadzonych przez ośrodki publiczne. Dotyczy to nawet twórców Google’a, których biznes wyrósł z pracy naukowej. Nawet archetyp Facebooka zrodził się jako projekt uczelniany. Podobnie jest w naszym kraju.

Co więc decyduje o sukcesie w innowacyjnej gospodarce?

Pomysł, jak zawsze. Oraz upór, przekonanie do pomysłu i chęci do ciężkiej pracy.